Dodano: 04 / 01 / 2021

Inspirująca historia wina z Hollywood w tle

Choć często bujał w chmurach, to z wielką wytrwałością realizował swoje plany. Mimo tego, że żył w trudnych czasach, nie bał się marzyć i swymi marzeniami inspirował innych. Nigdy nie chodził „na skróty”, a wręcz wybierał szlaki nieprzetarte przez nikogo.

Uwodził Marylin Monroe, popijał brandy z Jamesem Deanem i słuchał kołysanki Krzysztofa Komedy. Nazywał się Ceferino Carrion, a to jest jego historia.

Hiszpania początku XX w. nie była krajem szczęśliwych ludzi. Lata destrukcyjnej dla kraju wojny domowej i tego co nastąpiło po niej, terroru Falangi i rządów dyktatora Francisco Franco, sprawiły że wielu Hiszpanów, zdecydowało się na emigrację. Do grupy ekspatów dołączył młody Ceferino.



Ceferino Carrion urodził się w Santander, mieście portowym nad Zatoką Baskijską. Był rok 1928, a na hiszpańskich ulicach zaczynało wrzeć. Po pożarze rodzinnego miasta, rodzina Carrion, w poszukiwaniu lepszego bytu, przeniosła się do stolicy Katalonii. Utrzymanie dziewięciorga dzieci, w tamtych czasach było nie lada wyzwaniem. Dzieci wyjątkowo szybko wkraczały w dorosłe życie, a praca do późnych godzin była dla nich codziennością. Gdy pewnego dnia ojciec Ceferino, wraz z jego starszym bratem, zginęli na statku zatopionym przez brytyjską fregatę, młody Baskijczyk postanowił opuścić Hiszpanię. Wraz z trojgiem przyjaciół, pieszo przeszedł przez Pireneje i granicę francuską. We Francji przez kilka miesięcy pracował jako kelner. Znudzony pracą w restauracji, udał się do pobliskiego portu La Havre. Port ten, miał na zawsze odmienić jego życie. Jak wielu jego rówieśników Ceferino marzył o karierze za Oceanem Atlantyckim. Osiem razy próbował „na gapę”, przedostać się za Atlantyk. W roku 1949 dopiął swego, a jego oczom ukazał się widok będący marzeniem wielu Europejczyków. Statua Wolności i migoczące w jej tle światła Manhattanu, były dla młodego chłopaka czymś więcej niż tylko panoramą wielkiego miasta. Wtedy, po raz pierwszy pomyślał o tym co chce robić w życiu.

Zapragnął zostać restauratorem. W Nowym Jorku pracował jako kierowca taksówki o numerze bocznym 3055, jak się póżniej okazało, numer ten miał się stać powszechnie znany w całym winiarskim świecie. Po kilku miesiącach pobytu i setkach godzin spędzonych w żółtej taksówce na ulicach Manhattanu, postanowił po raz kolejny zmienić miejsce zamieszkania. Wyruszył do Hollywood, gdzie zatrudnił się jako kelner w restauracji Villa Capri, należącej do Franka Sinatry. Restauracja skupiała życie towarzyskie gwiazd srebrnego ekranu. Wtedy Ceferino postanowił zmienić swoje rodzinne nazwisko i nawiązując do świata kina, przyjął nazwisko Jean Leon. W 1955 na planie jednego z filmów poznał Jamesa Deana. Znajomość ta w krótkim czasie przerodziła się w wielką przyjaźń. Panowie, wieczorami przy szklance brandy, snuli plany otwarcia wspólnej restauracji mającej zerwać z nudą, panującą w tamtych czasach w Los Angeles. Tak narodziła się La Scala, to o niej myślał mijając Liberty Island i dopływając do doków Nowego Jorku. Niestety jego przyjaciel i wspólnik nie doczekał otwarcia restauracji. Dean zginął w wypadku samochodowym 30 września 1955 roku. Kilka miesięcy później drzwi restauracji zostały otwarte dla gości. Piwnice lokalu mieściły 2500 butelek wina z najlepszych regionów świata, a miejsce swym magnetyzmem i niepowtarzalną atmosferą przyciągało największe gwiazdy kina, z  Marilyn Monroe na czele. To dla niej, Jean osobiście przygotowywał swoje autorskie danie, nazwane później fettuccini a la Marilyn. 4 sierpnia wieczorem Ceferino odebrał telefon. Dzwoniła Marylin i poprosiła go o dostarczenie jej ulubionej potrawy bezpośrednio do domu. Ceferino zrealizował prośbę przyjaciółki i przed północą zawiózł jedzenie do jej domu. Kilka godzin później, nad ranem Marilyn została odnaleziona martwa w swojej sypialni. Najprawdopodobniej był ostatnią osobą, która widziała blond piękność żywą.



W latach 60. La Scala działała pełną parą. O restauracji mówiono nie tylko w Hollywood, ale także w innych stanach. Wieści o młodym Hiszpanie nabrały rozgłosu, a o stolik w restauracji było coraz trudniej.

Jean Leon dążył do doskonałości. Aby jej dopełnić postanowił zrealizować kolejny projekt. Hiszpan opuścił Stany Zjednoczone i wyruszył w poszukiwaniu działki, na której mógłby założyć winnice. Znalazł ją w prowincji Penedes, kilkadziesiąt kilometrów od Barcelony. Tam zamierzał robić wino, którym mógłby częstować gości w La Scali. Postanowił zerwać z hiszpańską tradycją i zrezygnował z lokalnych odmian winorośli. Swoją winnicę obsadził winogronami cabernet sauvignon, cabernet franc i chardonnay. Wzbudził tym wielkie zdziwienie wśród lokalnych plantatorów. W 1971 pierwsze butelki wina, które nazwał La Scala, trafiły do jego restauracji i od razu zyskały uznanie. Było to pierwsze wino z winogron cabernet sauvignon, wyprodukowane w Hiszpanii.

Pewnego dnia, w drzwiach La Scali stanął pewien aktor, z którym Jean Leon wdał się w burzliwą, polityczną dysputę. Panowie pozostali przy swoich republikańsko-demokratycznych preferencjach, ale umówili się na kolejne spotkanie. Aktorem tym był Ronald Reagan, który w 1981 r. objął fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Podczas kampanii wyborczej Reagan, który był republikaninem zapytał Jeana Leona, czy będąc demokratą zagłosuje na niego w wyborach prezydenckich. Baskijczyk odpowiedział wprost: przyjaźń jest zawsze ważniejsza od preferencji politycznych i zagłosował na Reagana. Podczas kolacji inauguracyjnej, gościom Prezydenta podano wina: La Scala i Vina Gigi Chardonnay. Od tego momentu wina Jean Leon na stałe goszczą w karcie win Białego Domu. 

 


Pod koniec lat 90. Ceferino ciężko zachorował. Nie mogąc dłużej zajmować się winnicą, postanowił oddać ją pod zarządzanie rodzinie Torres, znanej w całej Hiszpanii i produkującej wino w Penedes od kilku pokoleń. Miguel Torres obiecał Jeanowi, że dopełni starań by dorobek Baskijczyka nie przepadł, a pamięć o jego historii przetrwała dla kolejnych pokoleń. Kilkanaście lat temu w winnicy La Scala rodzina Torres, otworzyła małe muzeum poświęcone pamięci Jeana Leon.

 

Ceferino Carrion zmarł w 1996 r. Ostatnie lata życia spędził żeglując na swym jachcie, La Scala d’Amor, pozostając wiernym swym marzeniom i ideałom.



Autor: Sebastian Siwek

Polecamy również